Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

tnym się już czuje! — wołali przyjaciele Zamojskiego — jeżeli temu się nie położy końca, niedługo sejmu i rad potrzebować nie będzie.
Na chwilę świetne uroczystości weselne odciągnęły trochę umysły. Rotmistrz posłał Szczypiora, aby w Krakowie języka dostał. Mniej już czuły dla króla i królowej wdowy, gdy teraz subsydya rakuzkie im przypływać musiały, wyprawił chorążego z listem i prośbą, aby mógł też swą należność odzyskać.
— Nie nalegaj bardzo — rzekł mu na wyjezdnem — wszelako darowywać nie widzę dziś potrzeby i królowa ze swych posiadłości mężowskich musiała już coś uzbierać.
Zabawił poseł czas dosyć długi, a nie powrócił aż w czerwcu, lecz przywiózł relacyą szczegółową, gdyż do Krakowa przybywszy przededniem wesela, na własne oczy wszystko oglądał.
Powszechny naówczas głos był, że wesele króla przypominało jeszcze dobrze krakowianom pamiętne hetmana Zamojskiego z Batorówną, ale mu z wielu miar nie dorównywało.
Wprawdzie rycerstwa się około króla zebrało daleko więcej, bo go do siedmiu tysięcy liczono, ale zresztą wszystko, zwłaszcza dwór młodej królowej, nie wydał się świetnym, bo więcej nad pół-setek z sobą towarzystwa nie miała. Jechała z nią matka, biskup wrocławski i hrabia Lich-