Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/079

Ta strona została uwierzytelniona.






IV.


Powiedział sobie Bajbuza, że dla rozpoznania i osądzenia położenia, nigdzie się udać nie było właściwiej, jak do hetmana. Bądź co bądź, był to mąż ze wszech miar pojmujący, co rzeczypospolitej było potrzeba, dał tego dowody za Stefana. Nikogo się nie obawiał, nic już nie miał do pożądania, chyba jedną koronę, ale tej nie chciał, tak jak żadnych dostojeństw nie pragnął.
— Pojadę mu się pokłonić do Zamościa, w którym nie byłem nigdy, będzie mi rad, nauczę się czegoś.
Tegoż wieczora, przy posiłku, napomknął o Zamościu tym nowym, który od lat dziesiątka rósł tak w oczach cudownie, i spytał ks. Rabskiego, czy tam nie bywał.
— Jakto, nie bywałem? — odparł ksiądz — alem ja w blizkiej okolicy mieszkał gdy jeszcze