Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

to piękne miasto, jakby za dotknięciem różczki wyrosłe i już kwitnące.
Rotmistrz, który zdawna miał uwielbienie dla wodza i dla statysty, chociaż ono ostatniemi czasy osłabło, gdyż widział zmianę kierunku, nie mogąc jej sobie wytłumaczyć, na nowo się przejął tą czcią dla niego.
Właśnie pojęciom jego odpowiadał ten mąż, którego po czynach sądzić należało. Wszystko czego dotknął zakwitało i rosło.
Umieściwszy ludzi i konie w gospodzie, Bajbuza naprzód się do Urowieckiego na zamek dowiedział, aby mu posłuchanie wyrobił.
Ten przyjął go otwartemi ramionami i zapewnił, że hetman mu jako miłemu gościowi rad będzie. Chciał go nawet z ludźmi i końmi na zamek brać, ale rotmistrz podziękował.
— Gdybyście wszystkich, co was tu najeżdżają, na zamku ugoszczali, nie stałoby miejsca dla nich. Jam już w gospodzie się rozłożył i tam pozostanę.
Na zamku dnia tego pusto nie było. Między innymi znajdował się i pan Mikołaj Zebrzydowski, skolligacony blizko z Zamojskim przez zaślubienie ciotecznej siostry jego Herburtownej, pan, jak głosił Urowiecki, wielkich zdolności, animuszu rycerskiego, ulubiony hetmanowi. Oprócz niego i innych wielu krewnych, a stronę Zamoj-