Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

skiego trzymających, zjechało się właśnie dla przedsejmowej narady.
— Ja tam, mój kochany rotmistrzu — odezwał się Bajbuza — do radym się żadnej nie zdał, uczyńcie to tylko dla mnie, abym się panu hetmanowi pokłonić mógł i privatim chwilę posłuchania uzyskał.
Miało to nastąpić nazajutrz rano, a tymczasem Urowiecki, któremu na sercu leżało pochwalić się pańską rezydencyą, poprowadził Bajbuzę pokazując mu jej wspaniałość i urządzenie smakowne.
W istocie nie było to podobnem do zwykłych widywanych gdzieindziej zamków i dworów, nie było blasku zbytniego ani wytworności pieszczonej, ale dzieła włoskiej sztuki, rzeźby, obrazy, sprzęty okazałe, opony. Królów godnemi czyniły apartamenty hetmańskie.
Zbrojownia, biblioteka, kaplica ze szczególnem zamiłowaniem były urządzone. Tu wznosiła się już nowa wspaniała kollegiata, a innych też kilka kościołów, troskliwość o wiarę dowodziły.
Nazajutrz rano w sypialni swej, nader skromnie wyposażonej, i namiot przypominającej, hetman przyjął dawnego swego sługę.
Bajbuza, pomimo iż w postawie pięknej nic się nie zmieniło i znużenia na niej wiek nie wypiętnował, znalazł Zamojskiego zestarzałym. Włos