warowawszy, aby nas nie zaprzedał w rakuzką niewolę, władzy mu w domu ukrócać nie będziemy, niech panuje, niech rządzi.
— A potrafiż on to? — szepnął Bajbuza.
— Zadałeś mi ciężkie do rozwiązania pytanie — rzekł Zamojski. — Dumę i ambicyę królewską ma, ale siły własnej mu brak, musi ją czerpać na stronie. Tu więc O. Bernard, kardynał Jerzy, Bobola i inni podszeptywać będą, radzić, kierować. Nie bez tego, aby i rakuzki wpływ czuć się nie dał. Chwalono nam go — dodał hetman — iż się po polsku uczył, umie i mówi, tak ci jest, lecz po niemiecku myśli, a żona go całkowicie cudzoziemcem uczyni. Zresztą, Bóg jeden wie przyszłość! — westchnął Zamojski.
— Widzicie — dodał — wyspowiadałem się wam szczerze. Tajemnic w tem niema. Ja mój obowiązek uczynię, przy mnie stanie gromadka tych co poprą, reszta zaś oczywiście króla bronić i uniewinniać zechce. Niefortunnym był wybór. Mogliśmy się go pozbyć, gdyby biskup Baranowski z Rewla go do Szwecyi puścił, co teraz będzie, gdy król Jan umrze? Bóg wie. W czynnościach i sprawach ludzi Opatrzność zawsze sobie zachowuje ostatnie słowo.
Nie chciał już rotmistrz męczyć dłużej Zamojskiego pytaniami i odwrócił rozmowę, unosząc się nad Zamościem samym, który po raz
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.