Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Król się zerwał jak piorunem rażony; uwłaczające dla ojca i dla niego wyrazy poruszyły go gniewem, zbliżył się do prymasa z wyrzutami, chociaż starowina Karnkowski ani pojmował, żeby się obrazy miał dopuścić.
— Alem ja — odparł — nie dlatego to mówił, abym majestatowi króla JM. szwedzkiego chciał uwłaczać! ja tego we zwyczaju nie mam. Porównywując z sobą królestwa, musiałem to powiedzieć, proszę abyś mi W. Król. Mość tego za złe nie brał. Ja chcę króla naprawić, ale nie obelżyć.
Posłowie go tłumnie popierać zaczęli, ale owo naprawianie popsuło sprawę. Królowi obelżywem się zdało, aby go kto śmiał chcieć naprawiać!
Wszczęła się wrzawa, zagłuszono staruszka, który z kolei znowu począł się zżymać.
Zwrócił się do posłów, którzy byli najżwawsi.
— Panowie posłowie! hę! co to za rozum wasz? Wniosków jeszcze nie było, a wy już chcecie mówić i sejmować? a cóż tedy znaczyć będzie arcybiskup, senat cały, kiedy go poseł głuszy i mówić im nie daje! Ja tu podobno ze wszystkich waszmościów jestem najstarszy! Lat czterdzieści na dworze królów naszych strawiłem, a nie pamiętam takiego nieładu, jaki tu dziś między posłami panuje!