Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

z polaków szklanki wody przyjąć nie raczyła, żadna z pań do niej nie uzyskała przystępu, same niemki.
Gdy raz zaszło aż do takich plotek ulicznych, oczywiście obfitość się znalazła zarzutów, z których i król i senatorowie śmiać się musieli.
Inkwizycya schodziła na jakąś zabawkę bez znaczenia i król znowu siedział bardzo spokojny.
Tymczasem był to tylko materyał do inkwizycyi, więc miano-li ją dalej prowadzić, czy dać jej pokój?
Trudno jest dać wiarę temu, ale rozprawy o to, czy ustanowić czy nie inkwizycyę, trwały całe dwa tygodnie.
Kaliński w doskonałym humorze codzień przychodził.
— At! — mówił — czas upływa, niema nic i nic nie będzie, nie stanie czasu na inkwizycyę. Umyślnie się to tak przeciąga, a potem… bywajcie zdrowi! Król się pożegna i co postanowi, to będzie.
Bajbuza biorący do serca wszystko, pobiegł z tem do hetmana.
— Panie hetmanie — rzekł — mnie się zda, że przeciwna strona rachuje na to marnotrawstwo czasu.
— A my mu zapobiedz nie możemy — rzekł hetman. — Być może, iż oni się chytrze tak