gierzem, pod którym go nielitościwy hetman postawił. Nie mógł i nie śmiał się zapierać, nie chciał przyznać — milczał. To dumne milczenie pańskie było jedynym ratunkiem.
Ktoś z bardzo niezręcznych obrońców podsunął, iż pisma były sfałszowane, że jakiś pisarek w kancellaryi podrobił. Wymieniono go po imieniu, kazano pochwycić i uwięzić w Działdowie, dano go na męki, ale się do niczego nie przyznał.
Czytano list jakiegoś szweda, który zapowiadał, że Zygmunt na żaden sposób w Polsce pozostać nie może.
I dwór i szlachta i cały sejm, który był nieco ostygł, znowu się rozgorączkował.
Zamojski się skarżył, że niemcy królewscy i jego gwardye, niejaki Reder dowódzca i ciury napadali na posłów; rzucono się raz nawet na hetmana.
Szlachta wołała, aby król precz niemców odprawił. Z tego wszystkiego wynikł zamęt, wrzawa, pogróżki i rozdrażnienie ostateczne.
Po inkwizycyi należało iść dalej, coś postanowić, zamknąć ją. Zamojski się wstrzymywał od wniosku, a inni sami nie wiedzieli, czego żądać mieli.
Rotmistrz każdego dnia wychodził z tych posiedzeń jak z łaźni.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.