o panią Spytkową, i dowiedział się, że samotnie, w ciszy, spokojnie u krosien swych z dzieweczkami sierotami w domu siedziała, swobodniej nieco oddychając, gdyż Spytek nagle w towarzystwie młodego Ostrogskiego za granicę wyjechał, którego dopóki w kraju gościł, zawsze się obawiała.
— Daj Bóg, aby nie powrócił — westchnął rotmistrz, a pomyślał sobie, iż po latach tylu raz przecie sąsiadkę odwiedzić nie narażając jej będzie mu wolno.
W pierwszych jednak dniach od ogrodu, stajen, stodół, śpichrzów począwszy, tyle miał do oglądania, iż za wrota nawet wyjść nie znalazł czasu, a oblegali go domownicy, czeladź, służba, leśnicy i wszyscy, którzy nie widząc za nim tęsknili. Miał bowiem miłość wielką u ludzi, choć ich napozór nie pieścił, a często szorstko ofuknął, ale za to łagodnie postępował z nimi.
Naostatek gdy się już pierwsze te powitania odbyły, a Rożek siła nakłamawszy, teraz milczał, bo mu wiele zarzucano nadużyć czasu niebytności pana, wybrał się ze Szczypiorem razem do Spytkowej.
Miał to przekonanie, gdy wojował i zdala się od domu obracał, że zapomniał o niej nieco, lecz przekonał się po wzruszeniu, z jakiem zbliżał się do jej domu, iż tak mu drogą była jak przedtem. Spytkowa zaledwie mogła wiedzieć o jego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.