Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyjechał zaraz potem król, wedle opowiadania tych, co się na to patrzyli, z wielką wystawnością, z pocztami dobornemi, z kilku panami senatorami, królowę z sobą zabrawszy, tak że tylko nowonarodzona miła córeczka z królową wdową pozostała, a czego tam doświadczył w Szwecyi, wiadomo, i to że polakom winien był może, iż powrócić mógł cało.
Naówczas też już przepowiadali ci, co bystrzejszym umysłem rzeczy te przenikali, iż bodaj się na tronie szwedzkim nie utrzyma dla Sudermańskiego i dla swej wierności Stolicy apostolskiej, gdy tam już dyssydenci tak się wzmogli, że dyssydentami niemal katolicy byli, bo się ich liczba codzień zmniejszała, Zygmunt zaś przy papieżu stał i choć dyssydentów prześladować nie myślał, sam wraz z władzą swą, panującą religię chciał w sobie reprezentować. Słowem katolicką Szwecyę mieć chciał, gdy ona już się wyzwoloną czuła.
Następne lata aż do wyprawy nowej na Wołoszczyznę, Bajbuza się nie ruszał z Nadstyrza, najdalej tylko do Łucka niekiedy i do Ostroga czyniąc wycieczki, albo Dubno odwiedzając dla zjazdów i narad ziemiańskich.
Pilno jednak się przysłuchiwał temu, co wkoło się działo.
Okryła w tych czasach żałobą dwór śmierć królowej Anny, której wielu żałowało, a Zygmunt