Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Z izby poselskiej wpadali kupami różnowiercy do senatu, aby mu w oczy rzucać wymówkami i groźbami. Duchowieństwo wystawione było na obejście się obelżywe i bez poszanowania. W ulicach, po gospodach rozprawiano o projektowanem małżeństwie króla namiętnie, z goryczą i niechęcią.
W senacie Zamojski wystąpił przeciwko temu związkowi stanowczo, silnie, tem mocniej mu się sprzeciwiając, że szło o nowy związek z tym domem rakuzkim, który małżeństwami nabywał kraje i na nie rachował. Ogromna większość potakiwała hetmanowi, a król nie znalazł dość przyjaciół, aby się skutecznie oprzeć temu prądowi. Sejm schodził na systematycznym oporze przeciwko wszystkim uchwałom.
Rotmistrz, który osobiście nigdy się nie dawał pociągnąć, niechęcią lub przyjaźnią, gdzie o rzecz publiczną chodziło, był milczący i niepewien siebie.
Codzień chodził do hetmana, do Urowieckiego, a nawet do Zebrzydowskiego, do którego się zbliżył, aby się nauczyć czegoś, a zniechęcał tem, że osobiste wstręty i związki spotykał wszędzie. Nie wszczynał sporów, ale się marszczył. Bądź co bądź, w jego przekonaniu król był winien głównie.
Niespokojny w sumieniu, niepewien czy się nie myli w swych sądach, nieszczęśliwy Bajbuza