Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

leżeć a odpoczywać, odżywiając się rosołkami Leszczakowskiej.
Wszyscy domownicy służyli mu z tą miłością, jaką natchnąć im umiał. Jeźli nie Szczypior, zawsze albo ks. Ralski lub z biedy Rożek i Przygodzki siedzieli na posłudze, bawiąc go jak umieli.
Na gościach też nie zbywało, ale jednym, którego się wcale nie spodziewał ani on, ani nikt, była Spytkowa, która pod pozorem iż do Leszczakowskiej przybyła, zajechała do dworu w Nadstyrzu. Gdy mu o tem powiedziano, Bajbuza gwałtem chciał odziać się, choć na nogach utrzymać nie mógł, a Szczypior ledwie wymógł, że się okrywszy opończą, kazał pod ręce wyprowadzić do niej. Lecz nim się dźwignął, Spytkowa zawiadomiona we drzwiach już stała.
— Proszę — rzekła — od łoża ani kroku. Przybyłam tylko widzieć was na oczy własne i przekonać się o zdrowiu. Wiem, że odwiedziny kobiety dla chorego niewczesne, ale wytwać nie mogłam.
Rotmistrz coś bełkotał, rękę przyłożywszy do serca.
Spytkowa przystąpiła kilka kroków, usiadła, uśmiechnęła mu się, starała go używić i wlać otuchę.
Prawdziwie też czarodziejsko podziałały te odwiedziny.