Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

czył w krześle siedzącego, posępnego, z czołem pofałdowanem, niespokojnego, rozdrażnionego sobą i sprawami rzeczypospolitej, miał jakby przeczucie, że go już nie ujrzy więcej. Wszyscy jednak hetmana i siebie tem się pocieszać starali, iż wiosna siły mu powróci, odżywi i pokrzepi.
Rotmistz także wśród poruszonych do zbytku żywiołów szlacheckich, dłużej wytrwać nie mogąc, natychmiast wybrał się do Nadstyrza. Wiózł z sobą zamiast pociechy troskę. Zdawało mu się, że cochwila posłyszeć może złowrogą wieść.
— Umarł Zamojski!
Przeczucie to nie było daremnem, i pierwszych dni czerwca rozeszła się już pogłoska, że hetman życie zakończył. Bajbuza wierzyć temu nie chciał, wyprawił bojarzyna swego do Zamościa z listem do Urowieckiego, który smutną przyniósł odpowiedź.
— „Stało się — pisał rotmistrz — wszyscyśmy sierotami, tego, który lat tyle przewodniczył nam, a stał na straży rzeczypospolitej, już niema.
„Zdawna w nim odzywało się to zgonu przedwczesnego przeczucie. Liczył lat sześćdziesiąt i trzy zaledwie, ale mu ich wiele znoje i troski podwójnie rachować kazały. Od śmierci Batorego, albo raczej od Zborowskiego sprawy, nieustanną walką były dni jego.
„Myśmy się wraz z jejmością i synaczkiem łudzili nadziejami lepszemi. Wiosenna kuracya cho-