Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

— Miejsce to ja okupowałem wczoraj!
— A jam je pozawczoraj zajął — odparł Gubiata stając przeciwko niemu. — Ruszaj precz, chcesz-li być cały i z garnuszkiem.
Zaczynali się z sobą ujadać już, a Bajbuza chciał dalej jechać, gdy szlachcic z garnkiem popchnięty, salwował się ucieczką. Kopia wbita stała.
— Tu, rozkładać obóz — zawołał Gubiata — a kto będzie śmiał rościć do placu prawa, po łbie go, to argument najlepszy.
Nikt się już jednak nie sprzeciwiał. Stanęły wozy, rozbito coprędzej duży namiot Bajbuzy, ludzie natychmiast zaczęli się rozgospodarowywać i dla koni wbijać koły, które naturalnie, niedaleko ich szukając, z cudzego płotu powyrywali. Gubiata korzystając z okazyi wcisnął się między czeladź i objął rodzaj zwierzchnictwa nad ciurami.
Tymczasem Bajbuza pod namiotem conajśpieszniej suknie podróżne zrzuciwszy, odziewał się aby wyjść i szukać tych, z którymi się naprzód widzieć i rozmówić potrzebował — z Zebrzydowskim i Żółkiewskim przedewszystkiem. Innych Zamojskiego przybocznych nie widział tu ani o nich słyszał.
Na placu gwar panował straszliwy. Zbierano się gromadkami. Gdzieniegdzie stał na pieńku lub na podstawionej ławce mówca, szeroko roz-