domowej i do wypowiedzenia królowi posłuszeństwa idzie wprost, a ja z nim tak daleko nie posunę się, ale jeszcześmy nie w rokoszu, zobaczymy co się w Lublinie okaże i wywiąże.
— Do Lublina więc? — spytał Urowiecki.
— Muszę — mówił Bajbuza. — Długom się ważył i namyślał. Na ślepo iść z nikim nie mogę. Zobaczę co pocznie Żółkiewski.
— Ten z nami — wtrącił Urowiecki.
— Do czasu! zobaczycie! — odezwał się Bajbuza. — Znam go, mówiłem z nim, czytam mu z twarzy, iż niepewien jeszcze. Nawykł do karności jako wódz; gdy się wszystko rozstroi i rozprzęże, on stanie po tej stronie, gdzie ład i posłuszeństwo zobaczy.
W kilku słowach potem pożegnawszy Urowieckiego, Bajbuza wrócił do gospody i kazał w podróż się do Lublina gotować.
Po namysłach i walkach z samym sobą, Bajbuza w końcu postanowił czekać i patrzeć jak się obrócą sprawy rokoszowe, a stanąć tam, gdzie mu sumienie każe. Z małym więc pocztem posunął się do Lublina, a hajduka z listem do Szczypiora wyprawił. „Przyjacielu mój, pisał do niego. Jeżeli się nie mylę, zbiera się na srogie zawichrzenie, a bodaj na Kaimowski bój. Rośnie zajadłość przeciwko królowi, a im on powolniejszym się okazuje, tem pan wojewoda wymaga więcej i zarzuca cięższe winy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.