i wolę ogółu. Poświadczał się jednak wszystkimi, że on od rokoszu odwodził i nie życzył go.
Obwołano rokosz na dzień 6 sierpnia między Sandomierzem i Pokrzywnicą; a królowi polecono dać znać poselstwem tylko, aby się sam, bez wojska, z senatorami stawił przed ten trybunał stu tysięcy poburzonej szlachty i tłumaczył!
Pochlebiało to temu tłumowi w chodaczkach, w odartych opończach, na chudych konikach, że miał sądzić i wyrokować o królu! Pociągało to każdego, choćby o suchym kawałku chleba pod Sandomierz.
Stabrowski, Ponętowski, Pękosławski, Herburt, Smogulecki przy rozstaniu z panami bracią powtarzali jej, że powinna wyjść jak na pospolite ruszenie, ktokolwiek konia dosiąść może. Ten tłum miał Zygmuntowi okazać potęgę narodu, którą pyszałki głosili jako największą na świecie. Dopiero tu szlachta miała okazać, co może miłość swobody.
Zanosiło się na burzę ogromną, na wylew taki, któremu żadna siła się oprzeć nie mogła. Naród cały miał stanąć pod Sandomierzem i spytać Zygmunta o rachunek z powierzonej mu władzy.
Nie dosłuchawszy już mów płomienistych Bajbuza do swego dworku pobiegł, a że Szczypiora nie było, jemu zaś do Warszawy pilno się chciało, wyprawił gońca, aby kopijnicy pośpieszali.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.