Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

z uśmiechem Bajbuza. — Ten wojnę gotuje i nigdy z nim pokoju nie będzie. Króla błotem obrzucili. Ja go też nie kocham tak bardzo, ale królem jest! królem jest, a omnis potestas a Deo.
Szczypior spojrzał zdziwiony.
— I my króla może o rachunek spytamy — rzekł rotmistrz — ale go szkalować nie będziemy.
— Ale z kimże idziecie? — powtórzył Szczypior.
Na ucho rzucił mu Bajbuza.
— Z Żółkiewskim!
Szczypior jeszcze niedobrze rozumiał.
— Toż szwagrem jest Zebrzydowskiego? — zawołał.
— Ale tak go zna jak i ja, a wiązać się z nim nie będzie — dodał rotmistrz. — Widzisz więc, gdy go szwagier opuszcza, cóż za dziw, że ja nie pójdę z nim?
Zebrzydowskiemu się władzy chce, buławy, pieczęci, panowania nad królem, pierwszeństwa przed wszystkimi w tej rzeczypospolitej.
Potrząsnął głową.
— Dość tego — dokończył. — Ludzie niech małoco spoczną i natychmiast do Warszawy! do Warszawy!
Zwrócił się znowu do chorążego.
— Cóż Spytkowa? mów ty mi o niej, niech troski rokoszowej zapomnę. Widziałeś ją?
— Pozdrowić was kazała — rzekł Szczy-