Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

Stefana Potockiego starostę felińskiego, który ze znacznym oddziałem wyszedł na jego spotkanie i połączył się z siłami, jakie król prowadził z sobą.
Rokoszanów część z Zebrzydowskim stała pod Wiślicą.
Wojewoda krakowski cofnąć się już nie mogąc, nietylko nie złagodniał, lecz idąc za własnym popędem, postanowił z największą gwałtownością nastać na pozew królowi wydany. Był przekonanym, że Zygmunt wojny domowej się ulęknie.
Cała ta podróż z Warszawy do Krakowa dla Bajbuzy była nowością i nauką, gdyż otoczonym się widział ludźmi, z którymi dotąd żadne go nie łączyły stosunki. Oprócz pułków kwarcianych hetmana, ci, których król prowadził z sobą, dowódzców mieli cudzoziemców, znaczniejszą część pod chorągwiami szlązaków, morawian, niemców, którzy się od polaków odstrychali.
Spoglądano na siebie nieufnie, na obozowiskach wybierano sobie miejsca jak najdalsze, codzień zachodziły waśni krwawe i zatargi u lada wodopoju i pastwiska. Ani z jednej, ni z drugiej strony w ciągnieniu śpiew się wesoły nie odezwał. Polskie tylko pułki zrana wychodziły z Bogarodzicą, której stary obyczaj wojskowy odżywił Nowodworski drukując ją dla żołnierzy. Brzmiała ona jak modlitwa i śpiewano ją ze skupieniem ducha jak w kościele. Gdy ona raz przebrzmiała,