Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.

— A no! gdy wyciągniemy w pole.
— A tyś go gdzie namacał?
— Widziałem go w kilkanaście głów przy Lubomirskim.
Rotmistrz wąsa zakąsił.
— Niech sobie będzie kędy chce — rzekł po namyśle — ja tylkom rad wiedzieć gdzie stoi, abym w tamtą stronę nie patrzył.
Udawał rotmistrz, że mu z tem było jak bez tego, ale sam do siebie mówił.
— Otom wlazł! Przy pierwszem spotkaniu trzeba mu łeb rozwalić i zadać w oczy infamię. Co z tego będzie? Przecież on to powinien rozumieć i mnie unikać.
Zatem spytał Szczypiora nieco później.
— A wie Spytek, że my tu jesteśmy?
— Mnie się zdaje — odpowiedział Szczypior — że taki gatunek człowieka musi wiedzieć co skórę jego obchodzi, a no, z nim przecie nie gadałem. Kat go wie!
— Gdzieżeś go widział? Bardzo się on tu snuje?
— Przy Lubomirskich wisi, a czasem przy Potockich — zamruczał Szczypior.
— My tam go nie pójdziemy szukać, a że on mnie w drogę nie wlezie, tak mi się zda, chybaby mu życie niemiłe było.
Tymczasem pobyt w Krakowie zbliżał się do końca. Senatorowie chcąc rozbić rokosz, zwołali