Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

mogło pomieścić, aby do pana miał być przypuszczonym. Dumnym wcale z tego nie był, ważył po swojemu jak ciężkie to wkładało na niego obowiązki. Radby był wyspowiadał się Szczypiorowi, ale z drugiej strony milczenie też zdawało się obowiązkiem.
Nazajutrz komornik królewski przyszedł po niego do marszałka Myszkowskiego prosić na zamek. Wiedział już co to znaczyło, ale omylił się sądząc, że go wprost puszczą do króla. Myszkowski nowemu człowiekowi do pana przystęp mając ułatwić, potrzebował się o nim dobrze zapewnić. Włoch, wyobrażał sobie w Bajbuzie, wedle opowiadania księdza Skargi, szlachcica z prostym rozumem domorosłym, a nie spodział w nim wykształconego we włoskich też uniwersytetach i podróżach oryginała, który jak pszczoła zbierał miód nie patrząc kwiatów i świat znał tak dobrze jak on.
Powierzchowność, gdy wszedł ogromny, siwiejący, niepiękny a dumno patrzący człek, nic mu nie oznajmiła. Myszkowski cale włochem się wydał rotmistrzowi.
— Jakież jest curriculum vitae wasze — odezwał się dość grzecznie do wchodzącego. — Ksiądz Skarga wielce nam waszmości poleca.
— Łaskaw jest — odparł Bajbuza dosyć obojętnie. — Prosty ze mnie człek, a pospolicie mnie dziwakiem zową. Podróżowałem wiele, uczyłem