Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

Poszła powoli rozmowa o ludziach i o rzeczach. Myszkowski rad, że mógł po włosku się z nim porozumieć, bo się służby lękał, aby nie podsłuchiwała, bardzo sobie upodobał Bajbuzę.
W końcu rzekł.
— Dobiorę chwilę, gdy was królowi przedstawię. Będzie li pytał, mówcie mu prawdę, ale z należną majestatowi powolnością. Nie zaszkodzi wam łaska królewska, bo nie wiem ażebyście już cokolwiek wysłużyli, choć wiem, że zasługi macie.
— Pozwolisz mi, miłość wasza — prędko wtrącił rotmistrz — iż tę rzecz objaśnię. Po rodzicach wziąłem mienie znaczne, nie mam ni żony, ni dzieci, chleba podostatkiem, więc łaską nie gardząc, potrzebnym jej nie jestem.
Myszkowski się uśmiechnął.
— Heroizmus to zbyteczny — rzekł — biorą bogatsi od was — dorzucił — ale taka bezinteresowność nie szkodzi też.
Spytał potem gdzieby go szukać należało.
— Przyprowadziłem stu kopijników hetmanowi — rzekł Bajbuza — u niego się o mnie zawsze dowiedzieć można.
Tak pierwszy krok uczynił mimo woli swej rotmistrz, a czy mu bardzo rad był, trudno sądzić było. Chmurny chodził i milczący.
Gdy się to działo w Wiślicy, pomiędzy nią a rokoszem ciągle krążyły bezskuteczne posel-