Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

Węgry i Czechy dla nas stracone zostały. Polska się lękała o swoje swobody.
— Zbytek ich ma! — wtrącił król.
Na tem przerwaną została dosyć już przedłużona i nużąca dla Zygmunta rozmowa. Myszkowski wszedł razem z ks. Bernardem, który wprost do króla pośpieszył. Wstał z krzesła Zygmunt i głowy poruszeniem a uśmiechem uprzejmym odprawił rotmistrza, który natychmiast zniknął za oponą i odetchnął swobodniej dopiero gdy się w podwórzu znalazł. Tu czekał na niego ksiądz Skarga.
— Byłeś u króla? — zapytał.
— Powracam od niego!
Badająco spojrzał mu w oczy, w których nic może oprócz wielkiego nie wyczytał znużenia.
— Lękam się — odezwał Bajbuza — iż król na mnie wielkiego zawodu doznać musiał. Nadtoście mnie łaskawie mu polecili, i nie spodziewał się pewnie znaleźć prostego żołnierza w zapowiedzianym mu domorosłym może statyście.
Zwolna rękę białą położył mu na ramieniu ks. Pawęski.
— Mój rotmistrzu — rzekł — wielkiej to ceny rzecz, gdy wiemy, iż z człowiekiem mamy do czynienia, który kłamać nie umie. Największa wasza cnota, że czystą prawdę z was dobyć można. Choćbyście nie powiedzieli nic nowego, po-