Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

krakowski. Wszyscy widzieli go od początku niepewne zajmującego stanowisko. W obozie rokoszanów nakłaniał do zgody z królem, przy królu tłumaczył rokoszanów i namawiał do układów z nimi
— Jam nie raz ale sto razy gotowość do nich ukazał, lecz trzeba, aby i druga strona inaczej do króla swego przemawiała.
Rola ta pośrednika uśmiechała się księciu, wnosił, że to była właśnie pora, gdy ją powinien był wziąć na siebie. Zagadnął o to O. Bernarda. Jezuita wprowadził go do króla, ale ostrożność radząc. Szło o to, aby książe i wschodniemu kościołowi i dyssydentom zbytnich swobód nie wymagał poręczenia.
Tymczasem jednak Ostrogski tylko ogólne przebaczenie chciał wyjednać, bezkarność, zapomnienie uraz, wynagrodzenie szkód rozdawnictwem starostw i t. p.
O to rozdawnictwo rozbiło się zaraz traktowanie.
— Mości książe — zawołał Myszkowski — więc niedosyć przebaczenia za to, za co innego czasu na gardle karzą, trzeba jeszcze nagrodzić Zebrzydowskiego za bunt, a ks Radziwiłła że N. Pana Sodomczykiem nazywał!
Nikt nie chciał słuchać takich zgody warunków i książe Ostrogski wyjechał z Połańca za rokoszanami, ale bardzo jakoś prędko już niesam,