wcale książe Ostrogski, który też od rokoszan przybywał.
— N. Panie — zawołał zdyszany zbliżając się ku niemu — daremna rzecz z szalonymi mówić rozumnie, oni słuchać wcale nie chcą, zuchwalstwo przechodzi wszelkie granice. Ja nie pojadę do nich więcej. Stracone moje dobre chęci, pozostaję wiernie przy W. Król. Mości.
Zygmunt skłonił głowę i śmiechnął się, ale i tym razem nie odpowiedział.
Postępowano naprzód żywo.
Bajbuza, który oświadczeniu Ostrogskiego przytomnym był, pobiegł o niem oznajmić Żółkiewskiemu.
— Waszmość temu wierzysz? — zapytał hetman i zdumionemu dodał: — Patrzajże gdy ciągnąć będziemy, zobaczysz, iż kasztelan zawaha się znowu.
Bajbuza wzruszył ramionami.
— Gdyby król był — dodał Żółkiewski — oświadczenie księcia zaraz nagrodził jakiem dostojeństwem, któż wie? ale nie odpowiedział nic.
Wojsku dano rozkazy pośpiechu. Nazajutrz Bajbuza tuż wczoraj za królewską strażą jadącego Ostrogskiego już nie znalazł na miejscu. Spytał o niego.
Odpowiadano, iż przyzostał, gdyż oddział jego i on sam, ciągłem przenoszeniem się z obozu do obozu był bardzo znużony.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.