bardziej wybuchał, ostatecznie powtarzając tylko rzeczy po tysiąc razy już na wiatr rzucane.
Naciskany, opasany zewsząd, zmuszony wreście, aby niezwłocznie odkrył te tajemnice, o których ciągle w czasie rokoszu głosił, opierając na nich zwoływanie wszystkich zjazdów, ogłoszenie rokoszu i t p, Zebrzydowski w ostatku wymienił Myszkowskiego marszałka, którego miedzy senatorami nie było w izbie, jako człowieka, który o zamiarach króla pozbycia się korony głośno mówił.
Posłano do Myszkowskiego, który chorym się tego dnia uczynił, aby z Zebrzydowskim nie spotykać.
Marszałek jak najuroczyściej zaprzeczył, iż nigdy z wojewodą o niczem podobnem mowy nie było; żądał okazania miejsca i czasu.
Zebrzydowski mięszał się coraz bardziej. Przyznał wreście, że on sam o tem z Myszkowskim nie mówił, ale mu powtarzali te słowa ichmość pp. Stefan Kazimirski i Stanisław Chełmski, pierwszy miał to w Tarnowie słyszeć z ust marszałka, drugi w Krakowie.
Odniesiono to choremu Myszkowskiemu, a tymczasem półgłosem, szydersko na ławach senatorskich szeptano: Nascitur ridiculus mus.
W istocie wielkie te i straszliwe tajemnice, co wstrząsały rzeczpospolitą, schodziły do rozmiarów baśni i plotek ulicznych.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.