Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Myszkowski z oburzeniem przeczył, a dodawał, że niegodnem było imiona Kazimirskiego i Chełmskiego stawić, gdy ich tu nie mieli pod ręką i za świadków pozwać nie było podobna.
Nic więcej nad to nie było podobna wydobyć z wojewody, który tem mocniej się burzył i rzucał, im sam czuł jak jego zeznania błahy i niedorzeczny powód ogromnemu zawichrzeniu rzeczypospolitej nadawały.
Dla tego więc, że ktoś królowi przypisywał niczem niedowiedzione jakieś frymarki, wojewoda musiał aż rokosz i pospolite ruszenie wywołać!
Ze wszech stron najgwałtowniejsze mu czyniono zarzuty i wymówki, na które wielkiemi ale czczemi wyrazy z dumą i lekceważeniem odpowiadał.
Na tem się to miało mizernie skończyć, z upokorzeniem nieznośnem dla Zebrzydowskiego, gdy szmer i rozmowa żywa u drzwi słyszeć się dały i prawie gwałtem je rozwarłszy, weszli całą gromadą główniejsi rotmistrze ze starszyzną rokoszową.
Na widok ich wojewoda pobladł z gniewu, domyślał się wystąpienia sobie nieprzyjaźnego.
Na przedzie stojący Górski zwrócił się nie do Zebrzydowskiego, ale głównie do senatorów i ks. Pstrokońskiego.
— Myśmy dla onych tajemnic p. wojewody