Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

na koń siedli, słuszna ażebyśmy wiedzieli czego omal życiem nie przypłaciliśmy.
Z rodzajem szyderstwa wymówione wyrazy i spojrzenie na zgnębionego Zebrzydowskiego miało już wybuch jakiś z jego strony ściągnąć, gdy zapobiegając mu, odezwał się łagodnie Gostomski.
— Mamy za co P. Bogu podziękować, iż rozpędził chmury nad rzeczpospolitą wiszące. Z tego co nam tu p. wojewoda krakowski objawił widocznem jest, że ani król praw żadnych nie złamał, ani senator go żaden do tego nie skłaniał. A co było powodem do podniecenia rokoszu, o tem się waszmość dowiecie z pism jego, które ogłosi.
— Mybyśmy-bo radzi o tem z jego ust posłyszeć — rzekł Górski śmiało się zwracając ku niemu. Inni rotmistrze butniej jeszcze i natarczywiej zaczęli się cisnąć ku wojewodzie, a postawy były tak groźne, iż wojewoda poznański musiał pośredniczyć, aby Zebrzydowskiego od nieprzyjemnych następstw ochronić.
Tak się rozegrała jedna ze scen tej tragikomedyi rokoszowej w izbie senatorskiej, z której jak wówczas mówiono, Zebrzydowski wyszedł istotnie jak z łaźni. Łatwo jednak było przewidywać, że za ten srom, upokorzenie, za to stanie kilkogodzinne pod pręgierzem, na spytkach, taki