umęczony, targany, a lubiący spoczynek i zajęcia inne, jestem pewny, że teraz dlatego się najbardziej cieszy ze skończenia rokoszu, iż będzie mógł swobodniej z Wolskim i Sędziwojem prażyć jakieś ingredyencye, co oni alchemią zową, potem śpiewu posłuchać, potem się pomodlić, na klawicymbale pobrząkać i tym podobnie.
Jeżeli był stworzony na monarchę, to na takiego, coby tylko w niedziele i święta reprezentował majestat, pięknie się ubrawszy i potem wrócił do ulubionych zabawek. Dobrym jest, ale u nas niedosyć dobrym być.
Królowa więcej ma charakteru, a może najwięcej ta Meyerynka, co wszystkimi wodzi, a nawet biednego Władysława nielubionego przez królowę, broni, osłania i pieści.
Wszystko to OO. Jezuici, Meyerynka, alchemicy, muzyka, złotnicy, gdy się na to zblizka patrzy, w końcu męczą. Naród się nie przywiąże do takiego dworu, to darmo, a familia królewska, począwszy od małych dzieci nauczona z okien zamkowych na szlachtę przechodzącą pluć...
Nie, nie — kończył rotmistrz — na dworze mi tchuby brakło.
Króla przeprowadzę do Krakowa z jego gwardyą, ale dalej nie pójdę, pożegnam i wrócimy.
— A już bo mi się stęskniło za naszym kątem — mówił rotmistrz.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.