Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

w obozie, potroszę na dworze, na starym rotmistrzu zrobił wrażenie smutne bardzo.
Szczypior coraz częściej słyszał go powtarzającego.
— Im człowiek żyje dłużej, tem ludzie mu się wydają bardziej politowania godnymi, a strasznie maluczkiemi stworzeniami. Na kogo tu i na co rachować!
W ciągu podróży do Krakowa rotmistrza wcale do króla nie pozywano, rad był, iż o nim zapomniano — ale się mylił.
Na ostatnim noclegu marszałek Myszkowski wezwał go do siebie, i winszując łaski pańskiej, zapowiedział, ażeby po przybyciu do Krakowa do niego się stawił, bo król z nim się chce widzieć.
— Wdzięczen jestem panu naszemu za jego łaskawość dla mnie — odparł uprzedzając Bajbuza — ale właśnie chciałem się też pożegnać, bo mi do domu potrzeba.
— Cóż waszmość w domu robić będziesz? — rozśmiał się marszałek, który z nim zawsze rozmawiał po włosku. — Wasze miejsce tu, jesteś człowiekiem wychowanym do służby królewskiej. Na żadnym z przymiotów pożądanych ci nie zbywa.
— Dziękuję miłości waszej — skłonił się Bajbuza — alem już mówił i powtarzam to,