właśnie największego dworaka przymiotu nie mam, mówię prawdę.
— Tak, ale umiesz ją powiedzieć gładko i zręcznie — dodał marszałek. — Prawda potrzebną jest, a to właśnie sztuka podawać ją tak, aby się nią przyjmujący nie dławił.
Z tem Bajbuzę pożegnał, a gdy wyszedł, Kalińskiego spotkał, który z wielką pociechą swą winszował mu, iż jak słyszał, u króla miał wielkie zachowanie pozyskać.
— No, zobaczysz — dodał Kaliński — że się jeszcze krzesełka dosłużysz i łańcucha.
Łańcuch, o którym wspomniał Kaliński, był rodzajem oznaki szczególnej łaski króla i ozdobiony był wielkim wizerunkiem jego. Powiadano, że w części łańcuchy te sam król robił z pomocą złotników. Mieli je naówczas już Mniszech, Bobola, Wolski i Nowodworski. Na dworze ich odznaczano żartobliwem nazwiskiem panów łańcuchowych.
Bajbuza ramionami ruszył.
Wcale się nie dobijał tego odznaczenia, choć wielcy nawet panowie, którzy łańcuchów od króla nie mieli, kładli zwyczajne i udawali, że są obdarzonymi, ale się to wprędce wydawało.
Wjazd do Krakowa, choć go chciano uczynić tryumfem, nie był wcale tak świetny, jakim go widzieć pragnęli niektórzy. Ludności się wysypało dosyć ciekawej, ale stała zimna — król nie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.