Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

Janasz odebrawszy rozkaz, ani chwili nie zwłócząc, ludzi sobie dobrał i z nimi wszedł do więzienia.
— Z rozkazu pana wojewody — rzekł wchodząc — mam was odwieźć tam, gdzie wam przeznaczono. Nas jest dosyć aby zmusić, gdybyście się opierali, a rozkaz mam, choćby ubić przyszło to spełnić co wojewoda postanowił. Siadajcie na koń między nas i po wszystkiem.
Bajbuza ani się bronić ani z żołdakami rozprawiać nie myślał, ulegał przemocy spokojny i pewny, że mu ktoś w pomoc przyjść musi.
Szabli węgier nie próbował odbierać. Noc była gdy na konia siadł i otoczony ciasno przez hajduków wyruszył z zamku, małemi, krętemi uliczkami w pola otaczające.
W pół godziny później byli już na gościńcu wśród lasu.
Całą tę przygodę lekce sobie ważył Bajbuza; obrażony Zebrzydowski mógł go tak więzić czas jakiś, jak nieraz chwytali i trzymali Stadniccy Herburta i nawzajem, Tarnowskiego wojewoda i t. p., lecz o życie się obawiać nie miał powodu. Pewnym był też, iż począwszy od Urowieckiego, przyjaciele jego przybiegną Zebrzydowskiego przebłagać i wyjednają mu swobodę. Tymczasem jednak zatrzymanie go nie było na rękę, bo zamierzał przeciwko nanowo wiążącemu się roko-