Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

kim ani się widywać, ani mówić nie mógł. Węgier wiedział, że głową swą za niego odpowie.
Tego wieczora Zebrzydowski nie uspokoił się aż mu doniesiono, że Janasz wyjechał z więźniem, a w rozmowie z Pękosławskim powracał ciągle do Bajbuzy i do zdrady, której się lękał.
— Przed czasem mnie wskażą — mówił niespokojny — a ja wiele mam do czynienia nim rokosz się nanowo zwoła i nie chcę ażeby mnie najeżdżano i niepokojono od króla. Tylko co niewidać, jak tu senatorów wyślą z napomnieniami do mnie. Ten łotr mnie już palcem wytykał i mówił, że wie o wszystkiem... Kto wie? gotowi byli przejąć listy do Smoguleckiego?
Szczypior pozostawiony w Nadstyrzu tyle tylko wiedział o rotmistrzu, iż w pilnej sprawie na dni najdłużej kilkanaście się oddalił i czekać na siebie kazał. Przed nim się Bajbuza nigdy nie tłumaczył ze swych czynności, chyba gdy do nich mu Szczypior był potrzebny. Oczekiwano więc powrotu rotmistrza, gdy zamiast niego, porzuceni ludzie, wóz i konie w Zamościu, o których przytrzymaniu nie pomyślano, niedoczekawszy pana wieczorem, napróżno go wyglądając przez noc całą, przestraszeni rozbiegli się dowiadywać o niego. Wiedzieli, że ku zamkowi się udał, ale tu o nim nikt im nie umiał nic powiedzieć.
Urowiecki był przekonany, iż go już wolno puszczono, gdy zrana na miasto wyszedłszy, przy-