Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

Nieliczny więc ów poczet przestraszony pociągnął wprost do Nadstyrza i właśnie gdy Szczypior się zaczynał już o rotmistrza troszczyć, przybył bezpański do domu.
Chorąży dowiedziawszy się od hajduka co się stało, jak szalony począł się rzucać, nie wiedząc co począć. Przypuszczenia najstraszniejsze mu na myśl przychodziły. Hajduk tyle tylko mógł mu powiedzieć, że wyszedł na zamek do wojewody i więcej nie powrócił. Szczypior wiedział co teraz trzymał Bajbuza o wojewodzie; znał go, że prawdy nie taił, a Zebrzydowski gwałtownym był i zapamiętałym nad miarę.
Mógł go więc zabić nawet.
W całym dworze, gdzie wszyscy tak do pana byli przywiązani, niezmierna trwoga, żal, niepokój poruszyły sługi, rezydentów, komorników i resztę kopijników, która się pozostała jeszcze przy Szczypiorze. Wszyscy gotowi byli biedz, jechać, ratować. Chorąży bodaj nanowo oddział zebrać dla odsieczy. Ale przeciw komu? dokąd? Z Zebrzydowskim walczyć, z taką garścią? Łamał głowę Szczypior, a czując że wszystko na nim polegało, natychmiast listy do hetmana Żółkiewskiego, do marszałka Myszkowskiego i do innych około króla bawiących osób wyprawił, z oznajmieniem, iż rotmistrz w Zamościu prawdopodobnie przez Zebrzydowskiego został albo ujęty... albo nawet... stracony!