Rotmistrz nasz miał dosyć mocy ducha, aby w położeniu najprzykrzejszem nie rozpaczać. O siebie zawsze chodziło mu najmniej, wytrzymać mógł wiele, a przeszłe życie zahartowało go na wszystko. Zdawało mu się więc, że i więzienie, które znał dotąd tylko z powieści, potrafi nie bolejąc, nie jęcząc przecierpieć z męztwem niezłomnem. Ale nie szło tu o niego, był potrzebnym, zobowiązał się do wielu czynności, miał sobie do wyrzucenia, że się naraził nierozważnie na niewolę. Ale któż się mógł spodziewać takiego gwałtu po wojewodzie?
Jedyną pociechą jego było, że się o niego wiele osób upominać musiało, i że wojewoda zmuszonym w końcu być mógł do wypuszczenia go. Uwięzienie, jak sądził, nie mogło pozostać tajemnicą. Liczył na marszałka Myszkowskiego,