Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

tarczan próżny, dziurę u stóp jego w murze, kilka kamieni na środek izby wytoczonych, ziemi kupę, z krzykiem jak oszalała pobiegła do burgrabiego.
Czabiński się tylko obejrzawszy, zmiarkował, że jeśli pośpieszy, może sobie pozyskać wielkie względy wojewody, chwyciwszy uchodzącego; kazał więc natychmiast najlepszym z załogi ludziom na koń siadać, sam zbroję wdział i na oślep puścił się gościńcem ku Krakowu.
Zamiast spodziewanych godzin jakich pięciu lub sześciu, Szczypior z Bajbuzą nie mieli teraz nad dwie może. Starczyłyby one przy pośpiechu, gdyby nie zbytnie zaufanie Szczypiora, który rotmistrza widząc wycieńczonym bardzo, namówił go z gościńca w bok do szlacheckiego dworu dla posilenia się i trochy spoczynku. W tym to dworze u niejakiego Laskowskiego, dalekiego krewnego, Szczypior przez cały czas podkopywania się przesiadywał i miał tu z ludźmi bezpieczne schronienie.
Bajbuza się opierał, utrzymując że nic mu nie potrzeba oprócz swobody, lecz chorąży go zmusił, a za bezpieczeństwo głową chciał ręczyć.
Zajechali więc przed dwór, koniom tu tylko wody i trochę siana dając, sami zaś wstąpili na miskę krupniku i piwo. Przeciągnął się jakoś