Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

zamkowi, przypomniawszy sobie, iż rokoszanie stali niedalej jak pod Jeziorną i że wzniecony pożar mógł być ich dziełem, z którego zamierzali korzystać, sam pobiegł ku zamkowej bramie, a Szczypiora odprawił z rozkazem, aby kopijnicy na koń siedli i na straż do króla przybywali.
Gdy przerzynając się przez skupione w ulicach i przerażone gromady ludu, dworskie czeladzie senatorów, czeladź rzemieślniczą, Bajbuza dobił się do wrót zamku już zapartych i przez Myszkowskiego obwarowanych strażą, znalazł w pierwszym podworcu króla samego ubranego jak do wsiądzenia na koń, otoczonego urzędnikami i dworem swoim.
Zygmunt III i w tej chwili tak groźnej, w której w istocie najścia rokoszan spodziewać się było można, nie stracił swej zimnej krwi i przytomności. Stał w ręku cisnąc różaniec z krzyżykiem i niekiedy półsłowy rozkazy wydając.
O. Bernard, kilku Jezuitów, dowódzcy straży byli przy nim. Myszkowski konno u wrót ustawiał wojsko, którego część hetman sam wyprowadził za miasto ku Jeziornie, aby na wszelki wypadek nie dopuścić napaści do murów.
W tej chwili właśnie królowa, z Ursulą Meyerin, z dziećmi i całym fraucymerem swoim wychodziła z zamku i skierowała się ku kościo-