Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

okazał obawy. Przywołał do siebie jednego z Potockich, wysłał go do hetmana, a sam wszedł do namiotu.
Po całem wojsku szerzyła się już wieść o ucieczce Leśnickiego, o oporze kwarcianych; w innych oddziałach odzywały się też głosy przeciwko wojnie.
— Poco się bić mamy? to sprawa domowa, niech się sobie król układa z wojewodą... my za to i naparstka krwi wytoczyć nie powinniśmy.
Szczypior, który to rozumowanie słyszał, odparł głośno.
— Pytam ja waszmościów, czyście żołnierze, czy nie?
— Albo co?
— Bo u mnie żołnierzem tylko ten, co słucha rozkazu i spełnia go... ja rozumu jego nie potrzebuję. A z moich kopijników kto mi się zawaha iść, gdy krzyknę: Naprzód! — w łeb mu strzelę.
Niektórzy zamilkli, inni burczeli.
— Niech nas prowadzą na turka.
— A gdy swój gorszy zdrajca i rabuś niż on, to co?
Takie i tym podobne rozprawy się toczyły wszędzie po szeregach, wśród których rokoszowe drożdże widocznie robiły.
Szczęściem dla króla, Zebrzydowski z tej godziny rozstroju nie umiał korzystać. Leśnicki zawiadomił go o tem co słyszał, iż na wojnę do