Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

można, iż na Kraków zmierzali i ubiedz go śpieszyli.
— Patrzcież na ich dobrą wiarę i na ich chęć zgody i pokoju — zawołał do zebranych dowódzców hetman. — Oto jest przybyły z ich obozu pułkownik piechoty wojewody, Jan Dałmata, ten wam poświadczy, że na Kraków idą.
Sto razy im wyciągaliśmy rękę, odpychali ją lub wyśliznęli się, a wy dajecie się im uwodzić? wchodzicie w zbrodnicze zmowy i konszachty z rebelizantami?
Głos Żółkiewskiego grzmiał gniewny.
— Srom mi za wojsko, którem dowodzę! — dodał.
Starszyzna cała rzuciła się ku niemu.
— Niech winni pokutują, uczyńcie przykład, ale nas wszystkich nie oskarżajcie. Ukarać ich.
— Złóżcie na nich sami sąd wojenny — rzekł hetman.
Rotmistrz nasz posłyszawszy co się święci, pod pozorem zdania sprawy Myszkowskiemu, aby w sądzie udziału uniknąć, wysunął się zaraz.
Nim jednak z konia zsiadł u namiotów królewskich, marszałek usłyszawszy co się stało i zapowiedziany sąd mając, zmusił go powracać.
— Jedź waszmość do nich — zawołał — niechże zdrajców ukarzą przykładnie, a nie, to się jeszcze raz toż samo powtórzy. O króla nie