regi wyrywać się poczęli. Bitwa, gdy raz zawrzała, z zaciętością wzrastającą cochwila, z rosnącym szałem jakimś zajęła się i ufce zmięszały. Nic już rozpoznać nie było można. Wiatr i tego dnia sprzyjając królewskim, od nich niósł ogromne tumany kurzawy na rokoszan, których jak obłokiem płowym okrywał. Sine kłęby dymu od strzałów mięszały się z gęstemi chmurami pyłu, kopytami koni podniesionemi na polu świeżo zoranem, które rokoszanie zalegali.
Z miejsca tego, które król otoczony senatorami i dworem zajmował, cały plac boju można obejrzeć było, ale z trudnością rozpoznać się dawały oddziały i tylko ruch ich naprzód lub cofanie się coś wnosić dozwalało. Było już około południa, gdy Radziwiłł ze swemi pułkami poznawszy znienawidzonego Chodkiewicza, nieprzyjaciela rodu swojego naprzeciw siebie, z zaciętością wielką na prawe skrzydło uderzył.
Ale w początku Chodkiewicz zatrzymał z przedniejszemi pułkami napaść tę gwałtowną i nawzajem rzucił się ku Radziwiłłowskim, którzy się rozprzęgać zaczęli.
Sam wódz otoczony elierami, których czerwone przepaski na zbrojach zdala rozpoznać dawały, powstrzymał pierzchających, gdy wtem cztery posiłkowe oddziały dodane Chodkiewiczowi cofać się szybko i pierzchać ku trzęsawicom zaczęły.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.