Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

pierwsze starostwo jakie na Wołyniu będzie do rozporządzenia nie minie.
— Bóg widzi, że ja o tem ani myślę, ani żądam — rzekł rotmistrz — chleb mam, służyłem rzeczypospolitej jako syn matce, nic mi się nie należy.
Marszałek wziął to może za przechwałkę, ale Bajbuza mówił szczerze,
Z uczuciem wyswobodzenia opuścił Kraków razem ze Szczypiorem.
— Jużem się nawojował dosyć — rzekł mu — czas spocząć... będziemy mieli co w Nadstyrzu przy olszowym ogniu na kominie wspominać.
W spokojnej wiosce swej rotmistrz wszystko znalazł nieporuszone, niezmienione jak porzucił, tylko staruszka Leszczakowska pożegnała się z tym światem.
O Spytkowę przybywszy nie śmiał zapytać, choć winien jej był podziękować za to, iż wstawiać się za nim do Zebrzydowskiego jeździła.
Drugiego i trzeciego dnia wyglądał, czy się nie dowie przypadkiem co o niej, obawiając zagadnąć. Naostatek widząc, że ani Szczypior, ani nikt o niej nie wspomina, zcicha spytał chorążego.
— Nie wiecie? a jejmość gdzie jest?
— U siebie doma siedzi, a pewnie się was