Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

z was słuchać zechce wybranego? Wysadzicie go, abyście mu się urągali, aby wam zapłacił, aby każdy z was z niego skorzystał... bo prywata u nas jedna w sercach. Urzędów pragnięcie, nie dla służby Rzeczypospolitej, ale dla jurgieltów, dostojeństw żądacie jako arendy, z której wam dochód płynąć będzie. Żołnierz nie słucha wodza, hetmani się kłócą z sobą. Po domach niezgoda... na sejmach rozerwanie, przed wrogiem i bitwą nieposłuszeństwo. Na wojnę ciągnęliście namioty złote i pierzyny i kredensy srebrue wioząc z sobą... otóż je macie w kozaczych dziś rękach łupem! Męztwo nawet stare z piersi wygnała zgnilizna rozpusty.
A przykład szedł z góry — i jedna ona łaźnia krwi nie obmyje ani uleczy.
Kary Bożej świt to dopiero i początek... pokolenia ją znosić będą... wieki ona trwać musi...
Głos cichszy coraz zmienił się w niewyraźne mruczenie. Wszyscy stali pomieszani i strwożeni.
Niszycki, który jeden pochlebiał sobie, iż temu strasznemu prorokowi placu dotrzymać potrafi, zbliżył się nieco.
— Nie należy nam męztwa odejmować — odezwał się — gdy go właśnie najwięcej potrzebujemy! Bóg da, nie pójdzie napomnienie jego napróżno. Poprawa już jest znaczna; wszyscy dziś