Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

grubą żałobą, nieutulona w żalu po mężu, który jej nigdy nie kochał, a ona go nie cierpiała, — tak, ale była królową, panowała, panowała tak dobrze nad nim, że pod koniec żywota, żaden wakans bez jej wiadomości nie był dany, a każdy opłacić jej musiano. Jestem pewny, że ma ogromne summy.
Butler potwierdził to żywo.
— Ale chce, jak powiada — ciągnął dalej Kazimierz — wszystko poświęcić na pobożne fundacye i daje do zrozumienia, że sama może schroni się do jednego z tych klasztorów. Posądzano Karola, gdyby, co być nie może...
— Nie może! — powtórzył Butler.
— Gdyby go obrano, gotów się z nią ożenić — dokończył król.
— Ale on nienawidzi kobiet — przerwał starosta.
— Tak — wszyscy świadczą — zamruczał Jan Kazimierz — ale, jak to może być? To nie jest w męzkiej naturze.
Westchnął i rozśmiał się razem.
— Co do mnie — rzekł — to rzecz szczególna, ja w każdej niewieście widzę cóś żądzę obudzającego, w każdej. Jedna ma twarz, oko, druga kibić, nóżkę, uśmiech, popiersie.
Strzepnął rękami.