Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

— I teraz je ma, choć klasztor funduje — dodał król.
— A nie mogłażby nas niemi sukurrować? — spytał faworyt.
— Niepodobna jej o to prosić! — westchnął Jan Kazimierz. — Jeżeli mi pożyczy, bądź co bądź, to i mną gotowa zawładnąć. Ja się jej poprostu boję, ja się jej boję! — powtórzył głos zniżając.
— A jeżeli weźmie stronę księcia Karola? — wtrącił Butler.
— To nie może być — rzekł Kazimierz.
— W. król. mość sądzisz — dodał faworyt — że ona może pozostać, jak mówiła, obojętną, nie mieszając się do niczego!
Butler się rozśmiał. — To wprost jest niepodobieństwem, gdyby nawet chciała. Zmuszoną zostanie odezwać się; odgadną z jej twarzy, dla kogo ma sympatyą.
— Ale ona dla mnie jej nigdy nie miała — zamruczał król.
— Bo interessu też w tem nie mogła mieć dawniej, ale teraz...
— Ale teraz? — podchwycił Kazimierz rzucając wejrzenie nieśmiałe na Butlera — cóż ty myślisz?
— Nic, nadto, że królem zostawszy, N. Pan będzie mógł i fundacyą klasztoru i wyposażenie