Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

wdowie i wszystko to mieć w opiece, co królową obchodzi, a nawzajem królowa teraz...
— A ja ci powiadam, Butler — żywo przerwał król — ja się lękam, ona mnie zawojuje. To kobieta przebiegła, śmiała i rozumna.
— Właśnie dlatego my jej potrzebujemy — dokończył Butler. — Słowem jednem powiem: jeżeli ją sobie książę Karol pozyszcze, nam wszyscy razem panowie senatorowie nie pomogą.
— Mam za sobą Ossolińskiego — wtrącił żywo król — nie wątpię bynajmniej o Kazanowskim.
— Który dziś żadnego znaczenia nie ma — przerwał Butler.
Kazimierz opuścił głowę na piersi. Czas jakiś trwało milczenie, a starosta badał dobrze mu znane rysy twarzy króla, który przy nim wcale się nie taił z wrażeniami.
Rada, jaką mu dał Butler, utkwić w nim musiała, gdyż po chwili podniósł oczy i szepnął, jakby zamykając rozpoczętą rozmowę.
— Powiadam ci, Butler — ja się jej boję. Niech tylko cieniutką niteczką zwiążę się z nią, pociągnie mnie i stanę się w jej rękach narzędziem. Władysław silniejszym był niż ja, no — a w końcu ona nim rzucała, jak chciała.
— Ja przy mojem obstaję — dodał starosta — albo w. król. mość mieć ją będziesz za sobą, na tenczas dobra nasza, albo przeciwko sobie — i ja