Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

stopnia, że nieboszczyka króla obwinia o podżegnięcie do tej wojny!
Kazanowski ruszył ramionami.
— N. Panie — odparł — na trumnę kamieniami i błotem rzucać bezkarnie można. Nie potrzebuje król Władysław obrońców.
Przeprowadzany tak przez oboje gospodarstwo, nie do wielkiej sali paradnej, ale do małej, w której sama pani poufalszych przyjmowała gości, znalazł już tu Jan Kazimierz u komina marmurowego, na którym płonął ogień suchych drewek, opartych na dwu smokach złoconych, wielkie krzesło z poręczami dla siebie, a małe dwa dla gospodarzy.
Pokój ten, jak cały ów pałac Kazanowskich był prawdziwem cackiem, godnem królowej. Flamandzkie obrazki i portrety na ścianach w ramach wytwornie rzeźbionych, na tle adamaszku purpurowego ze złotem; bronzy i marmury, na stołach owe skrzynki rzeźbione z szyldkretu, hebanu, z drzewa różowego, sadzone kością słoniową, złotem, bursztynem, bronzowe klatki pełne ptasząt, flamandzkie portyery z herbami Kazanowskich, posadzka w najpiękniejsze wzory różnobarwnem drzewem wysadzana, kobierce perskie, tysiące fraszek kosztownych, czyniły wesoły ten gabinet zachwycającym.
Dosyć obojętny na podobne zbytki, Król