Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Pożegnanie z królową z obu stron było jakby badaniem potajemnem. Wiedzieli, że układy zostały zawiązane, i że o nich mówić nie była pora.
Królowa wyszła, nieco więcej ożywiona, niż zwykle, król zbliżył się z wyraźniejszą galanteryą jakąś, która go przy rysach twarzy niemiłych i wymuszeniu, do jakiego się czuł obowiązanym, wielce śmiesznym czyniła.
Rozpoczął od podziękowania królowej za przyrzeczone mu poparcie. Marya Ludwika zlękła się może zbytniej otwartości i natychmiast przerwała.
— Radabym tej rzeczypospolitej, która mnie przyjęła i przyswoiła dać dowód przywiązania, a lepiej jej usłużyć nie mogę, jak przyczyniając się, oile słabe siły moje zdołają, do prędkiej elekcyi w. król. mości.
Pisałam już do króla, kuzyna mego, i spodziewam się rychłej odpowiedzi, — listu do Stanów Rzeczypospolitej.
Jan Kazimierz ucałował podaną sobie rękę.
— Nieskończoną wdzięczność winien będę w. król. mości.
Królowa ciągle, jakby się obawiała niezręcznego i niewczesnego wygadania się ze strony Kazimierza, przerywała mu żywemi zaręczeniami, iż wszelkiemi siłami popierać go będzie.