Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Tupnął nogą król i rękami dał znak, aby wszyscy precz szli.
— Drzwi zamknąć.
Z chwili tej korzystała Włoszka, aby włosy i manele przed źwierciadłem poprawić. Wyglądała jak istna głowa Meduzy, okryta błyskotkami.
— Cóż się z twoją córką stało? — zagadnął król, widocznie zaintrygowany.
— Nie stało się nic, ale jako matka ja muszę zapobiegać, aby się stać nie mogło — poczęła Włoszka. — Otóż doszłam tego, że dworzanin w. król. mości, szlachetka biedny, bez domu i łomu, pokojowiec, podkrada mi się do Bianki, bałamuci, próbuje korrumpować ludzi, pod oknami się włóczy, liściki pisze.
Śmiał się król.
— A to zuch! — zawołał — któryż? mów, jak się zowie?
Nie odpowiadając na pytanie, Bertoni ciągnęła dalej:
— Przychodzę po to, abyś mu w. król. mość zakazał, zagroził, zapowiedział, że jeśli się waży i będzie mi dalej podstępnie się wkradać, dostanie na kobiercu i won ze dworu!
— Nic więcej? — zapytał król rozweselony — nie powiesić-by go za to?