Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

nictwo Jana Kazimierza czynnem było, nie zawsze nawet oznajmując mu o tem, co czyniło. Brano go tak w opiekę, iż mógł siedzieć, słuchać i czekać naostatek spokojnie.
Z jednej strony rad był temu Król Szwedzki, lecz z drugiej go to upokarzało. Czuł się już teraz narzędziem w rękach czyichś; a tym kimś, co nim władał, była niewątpliwie zakryta, niewidzialna królowa.
Przed jeduym Butlerem spowiadał się ze swego upokorzenia Kazimierz.
— Widzisz, Butler, nie mówiłem! Ona już mnie wzięła i spętała, ona tu wszystkiem, ja bez niej, wyznać to muszę, nawet Karolowi-bym nie sprostał. A cóż to dalej będzie?
— N. Panie — pocieszał starosta — wszakże tu idzie o wybór, niech tylko ona czy sam z pozwoleniem, dyabeł, da koronę, cyrografu na siebie nie wydałeś w. król. mość; z mniemanej niewoli dobyć się zawsze będzie czas.
Prawie do końca Października Strzębosz tak jeździł, przywożąc tylko to jedno stałe świadectwo, iż pod szopą i na polu o księciu Karolu mowy prawie nie było, a wszyscy go przezywali: turbator chori, bo przeszkadzać tylko mógł, a uczynić nic-by nie potrafił.
Przyszedł wreszcie zdawna oczekiwany dzień, w którym uroczyste poselstwo, naprzód od Jana