I tak mu było pilno, że oburącz go popchnął ku drzwiom.
— Jedź!
Dziać się to miało w największej tajemnicy, ale wpół godziny potem, gdy Butler przybył z Warszawy z doniesieniami, Kazimierz przed nim sekretu zachować nie umiał.
— Wiesz — wybuchnął biorąc go na stronę — wiesz, zrobiłem głupstwo, albo krok rozumny: naprzykrzyła mi się ta opieka królowej i kanclerza; chciałem sam coś począć.
Butler, znający niezręczność swego pana ręce, załamał.
— Napisałem list do Karola.
— Aleście go jeszcze nie wysłali? — trwożliwie spytał starosta.
— Alea jacta est... list wyszedł — odparł Kazimierz, przechadzając się po pokoju. — Jeżeli Karol nie przyjmie i tym razem moich wniosków, nic nie będę miał na sumieniu.
Zmilczał Butler. W przekonaniu jego był to krok fałszywy, a co gorzej, uczyniony samowolnie bez wiedzy królowej i kanclerza, mógł oboje ich obrazić. Radziwiłł zasługiwał na to, aby[1] nie pomijano. Tymczasem król już był tak własną nieudolnością i bezczynnością znękany, że wolał krok fałszywy postawić, niż pozostać w tem odrętwieniu.
- ↑ Najprawdopodobniej brakuje zaimka go.