Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem o tem od wczoraj — rzekła — sam się zwrócił do Karola, a że ten był już znużonym, udało mu się go skłonić. Uczynił to, nie pytając was, ani mnie, sam.
— Co lepiej — wyrwało się kanclerzowi — wysłał dziś do traktowania o warunki od siebie panów senatorów, ale mnie ani dał znać nawet, ominął i exkludował.
Marya Ludwika śmiała się wesoło.
— Mój książę — odezwała się — nie mogło być inaczej: król czuł się upokorzonym, żeście wy wszystko za niego obmyślali i robili. Chciał koniecznie sam coś dokazać; udało mu się — i niepomiernie rad jest temu. Dajmy się mu zabawić — dodała z pewnem rodzajem lekceważenia.
Radziwiłł słuchał, lecz widać było, że nie mógł tak, jak królowa, przyjąć obojętnie uchybienia jawnego przeciwko sobie.
Marya Ludwika mówiła dalej.
— Jestem pewna, że król się wkrótce upamięta i poprawi, ale potrzeba mu dać uczuć niewłaściwość jego postępowania. Mamy prawo uważać je jakby zerwanie tych umów, które go z nami wiązały: wy więc i ja czuję się równie swobodną i nie jestem obowiązaną popierać go i posiłkować tak gorliwie. Dałam już stosowne rozkazy. Na-